piątek, 15 marca 2013

Rozdział 13 cz. I


   Miałam dość dużo czasu na przygotowania. Z szafy wyciągnęłam szaro- czarny dres oraz bokserkę. Włosy związałam w kucyk, zmyłam makijaż, obcięłam paznokcie. Na nogi wciągnęłam sportowe Nike. Spojrzałam w lustro, wyglądałam dobrze, na sportowo ale dobrze.
  Korzystając z ostatnich minut przed wyjściem, przestudiowałam działanie GPS- u i trasę mapki. Miałam, a właściwie mieliśmy spory kawał drogi  do pokonania.  Pragnęłam tylko, aby mój partner był w miarę normalny. W głębi duszy oczekiwałam, że został nim Dominik. Mogłabym wtedy z nim szczerze porozmawiać, z drugiej strony fajnie by było mieć Sebę przy sobie. Dyskretnie, podpytałabym się go o Amę i Anię.
  Zegar w telefonie wskazywał 18: 35, do ambony miałam 10 minut drogi, musiałam się zbierać aby zdążyć przed 19:00. W pośpiechu do niewielkiego plecaczka, spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, telefon, latarkę, nożyk, butelkę wody, bandaż oraz szarą czapkę. Włożyłam na siebie bluzę z podszywanym kożuszkiem, a na plecy bagaż.
  Pogoda zmieniła się w ciągu dwóch godzin. Teraz powietrze było parne, a słońce zasłonięte, szybko przemieszczającymi się chmurami. – Będzie burza, najwyżej zmoknę- nie przejmując się tym, włączyłam GPS, który miał wskazywać mojego partnera, szkodniki oraz trasę. Dłuższą chwilę przyglądałam się małemu ekranikowi, ale oprócz zaznaczonego na czerwono toru, nic więcej nie zauważyłam. Według instrukcji, powinny poruszać się po niej albo gdzieś w pobliżu małe niebieskie punkciki oraz jeden zielony. Najwidoczniej jeszcze nie włączyli urządzeń wskazujących. – Mogą ich nawet nie włączyć- gdy dotarł do mnie, sens moich słów. Uświadomiłam sobie, że przeszkadzający nie będą używać GPS- ów, co oznacza duży problem dla szukających.
  Truchtem, podążałam ścieżką, która prowadziła do małej budki leśniczego.  Już z oddali, zauważyłam rozpadający się domek z drewna. Tworzyły go spróchniałe deski oraz świeże bale podtrzymujące całą konstrukcję. Podchodząc bliżej, stwierdziłam, że jednym kopniakiem mogłabym ją przewrócić.
   Zerknęłam na komórkę, zegarek wskazywał 18:58. Usłyszałam ciche piknięcie w mojej kieszeni, GPS powiadomił mnie o zarejestrowaniu się mojego partnera. Zielona kropeczka, była tuż obok mnie. Rozejrzałam się niepewnie dookoła, nikogo nie było.
Nie ruszając się z miejsca, nasłuchiwałam kroków. Wiatr od czasu, do czasu szarpał drzewami, a ptaki pochowały się do dziupli.
- Na pewno będzie burza- szepnęłam do siebie. W tym  samym momencie, ktoś przygwoździł mnie do ziemi. Kolano przybysza, intensywnie wbijało się w moją kość lędźwiową. Nie potrafiłam się ruszyć, co świadczyło o dużej masie napastnika. Delikatnie obróciłam głowę w lewą stronę, aby zobaczyć jakie dłonie przytrzymują moje ręce. Młody mężczyzna. Co on ode mnie chce? Proszę, błagam, tylko niech mnie nie zgwałci.  W głowie układały mi się, słowa modlitwy Zdrowaś Mario, natomiast z ust wydobył się przeraźliwy krzyk.
- Cicho, spokojnie! – teraz siedział na mnie okrakiem, a ja mogłam widzieć jego twarz, zasłoniętą kominiarką.- Jesteś szukającą?- potwierdziłam pytanie, niepewnym kiwnięciem głowy- Udowodnij!
- Pozwól mi wstać- szepnęłam. Przybysz podniósł rękę. Zamknęłam oczy, czekając na cios. O co chodziło w tej cholernej zabawie!? Jednak domniemany gwałciciel, zszedł ze mnie, przystając na moją prośbę. Ściągnęłam plecak , chcą wydobyć z niego karteczkę, lecz mój wzrok skierował się na mały błyszczący element, nożyk. Podrywając się z ziemi, wymierzyłam ostry przedmiot w napastnika.
- Luz, luz Elizko- podniósł ręce.
- Zdejmij kominiarkę- rozkazałam, zaciskając palce na nożu. Chłopak, jednym, szybkim ruchem zdjął z twarzy czarny materiał. Teraz p stał przede mną, nie gwałciciel ale mój najlepszy przyjaciel Seba- Nienawidzę cię! – włożyłam ostrze do kieszeni, kierując się w stronę wejścia na trasę podchodów.
- Nie mogę uwierzyć, że nie poznałaś mnie po głosie. Nie obrażaj się, chciałem cię tylko troszkę przestraszyć. To taki niewinny żart. Wać panno! Dobra, czyli będziemy szli w milczeniu. Obstawiam twoje tyły. Prowadź moja zachmurzona chmurko.
  Tak też się stało.  Nie odzywaliśmy się do siebie. Zwracałam uwagę, tylko na pułapki, których nawet nie było.
Trasa, jak z ulotki. Piękne wejście, nad ścieżką drabinki, małe, drewniane domki i mostki. Wszystko nowe, bezpiecznie zbudowane, aby nikomu z młodzieży nic się nie stało. Droga oświetlona, jak zapowiadali. Po prawej i lewej stronie umieszczone były, żaróweczki, włączające się tuż po godzinie 19;00. Przez głupi dowcip Sebastiana, mieliśmy 15 minutowe opóźnienie. Pierwsze dwa kilometry, nie były dla nas problemem. Szliśmy równym tempem, nie wydając żadnych dźwięków. Czasem zerkałam do tylu aby być pewną czy Seba idzie za mną. Wtedy uśmiechał się przepraszająco, a ja obracałam się gwałtownie, przyspieszając.
Problemy zaczęły się, kiedy ominęliśmy tabliczkę 2 km, zaznaczoną na ekraniku GPS- u.
- Przepowiedziałam pogodę- powiedziałam do siebie, łapiąc się za głowę. Przed sobą nie widziałam już nic. Było kompletnie ciemno. Siarczyste krople, osiadały na moich włosach, po czym spływały po twarzy. Wiatr mocno szarpał drzewami, które od czasu, do czasu upuszczały gałązkę. Spojrzałam w górę, mostki i drabinki wchodziły w ciemność. Postawiłam niepewnie kolejny krok. Coś chrzęstnęło.
- Co ty robisz do cholery!- krzyknęłam na Sebę, który przykładał swoją głowę do mojej.
- Przepraszam. Eliza rozejm?- zapytał- Nie pójdziemy dalej tak  jak teraz. Droga nie jest i pewnie nie będzie już oświetlona. Przeszkadzający nie włączą GPS- ów. Zrozum albo idziemy w ramię w ramię albo w ogóle.
Zastanawiałam się dłuższą chwilę. Nie miałam ochoty prowadzić naszej dwuosobowej grupy, po za tym miałam chęć odezwać się do kogoś. Z drugiej strony, nadal odczuwałam ból pleców. Spojrzałam na jego słodką minę.- Mam wspaniałego przyjaciela, brata- myślałam.  Coś mnie tknęło, nagle odleciały myśli związane z Sebą. Odwróciłam głowę w stronę wielkiego dębu. Ze skupioną miną, nasłuchiwałam cichutkich dzwięków.
- To jak rozejm?
-Tak… Słyszysz?- odruchowo złapałam Sebastiana za rękę. Czyżby to właśnie teraz zabawa, miała się zacząć na poważnie/
- Co mam słyszeć?- przygarnął mnie do siebie. – To jest chore…- szepnął. Czułam, że się boi.
- Mommy…Mommy…Mommy…- wszędzie otaczał nas ten dźwięk. Straszny, przeraźliwy… Sceneria odpowiadała nastrojowi. Burza, wichura, rzęsisty deszcz.
- Mommy…
I wtedy uderzył piorun…


Przepraszam za długie oczekiwanie. Proszę przy ostatniej scenie posłuchać :        http://greenmp3.pl/Dzwonki-drazniace/12385,mommy.html

niedziela, 10 marca 2013

Przepraszam, za długie oczekiwanie na kolejny rozdział. Brak czasu i chęć napisania, naprawdę dobrego kawałka, uniemożliwia mi jego dodanie.
Proszę uzbroić się w cierpliwość i życzyć mi weny :)
Pozdrawiam.

niedziela, 3 marca 2013

Rozdział 12


16:00. 40 uczniów zebrało się pod domkiem pani Drażewskiej, Jadwińskiej i Krystkowiak. Dookoła mnie toczyły się rozmowy dotyczące podchodów. Większości marzyło się, zostać przeszkadzającymi. Słuchając chłopaków, wiedziałam, że mam uważać na naprężone linki, zakryte liśćmi czy spadające kawałki gałęzi. Nareszcie. Odetchnęłam w duchu widząc panią Drażewską wychodzącą na taras.
- Mam nadzieje, że jesteście już wszyscy- zapytała znając jasną dla wszystkich odpowiedź.- Ustawcie się w kolejkę. W końcu i tak wszyscy do mnie traficie. Jeszcze kilka najważniejszych faktów, których nie mogłam przekazać wam na stołówce, z powodu małych problemów- spojrzała na chłopaków, których na śniadaniu musiała rozdzielać, co uniemożliwiło jej przekazanie dalszej instrukcji- No, więc tak…10 osób czyli 5 par: chłopak i dziewczyna, będą szukającymi reszta to przeszkadzający, każda para otrzymuje po 6 szkodników, obojętnie jakiej płci. Uwaga! Każde chwyty dozwolone. Zawody zakończone są w momencie dotarcia wszystkich grup do wyznaczonego miejsca. Chciałam jeszcze nadmienić, iż jedna grupa może mieć trasę 2 km, a druga 6. Wszystko zrozumiałe?
- Tak- krzyknęła zwarta grupa uczniów.
- To dobrze, życzę powodzenia i zapraszam! Kolejka przesuwała się powoli. Znajdowałam się na końcu tej stawki. Stałam tam wraz z Amalią, która nerwowo stąpała z nogi na nogę. Anie gdzieś wywiało, a Ola stała ze swoimi chłopakiem, który coraz bardziej ją denerwował. Spojrzałam na Ame, wyglądała jakos dziwnie. Ubrana była w jedwabną sukienkę, a czarne włosy zazwyczaj upięte u kucyk były rozpuszczone. Przechyliłam głowę, aby zobaczyć jej twarz, odwróconą w tym momencie ode mnie. Miała makijaż!
- Zawał!- wydarłam się. Stojący przede mną uczniowie odwrócili się.- Sorka, sorka- uśmiechnęłam się nieśmiało, czerwieniąc się.
- Co ty wyczyniasz?- szepnęła moja koleżanka, zasłaniając twarz ręką- wszyscy się na nas gapią…
- Raczej to nie moja wina- wyświergotałam sarkastycznie- Ktoś tu się zakochał!
- Cicho- pociągnęła mnie w dół zbliżając swoją twarz do mojej- Mam makijaż ale to nie znaczy się się zakochałam.
- Chcę ci przypomnieć, że ostatni raz zrobiłaś sobie makijaż i ubrałaś się w sukienkę, kiedy byłaś właśnie w tym stanie.- wyprostowałam się, wygładzając spódniczkę.
- Oj tam, oj tam- zerknęłam na nią z ukosa- No dobra rozgryzłaś mnie!- podniosła ręce w geście rezygnacji.
- Za dobrze cie znam maleńka, mów kto to- złapałam ją za rękę i przybliżyłam do siebie.
- No wiesz… znasz, ale nie mogę ci powiedzieć, bo jeszcze powiesz Ani- puściła moją dłoń, odwracając się.
- Kochasz tego samego chłopaka co Ania? Nie rozumiem, przecież wy cały czas… Wy nam nic nie mówiłyście! Pokłóciłyście się tak? Czemu nic nie powiedziałaś?
- Jesteś za bardzo zajęta sobą. Dominik, Dominik, a ja cię proszę o jedno, daj sobie z nim spokój! To debil. Po za tym… teraz zaczęło cię interesować jakie stosunki mam z Anią? Tylko udajemy, że jest dobrze. W ogóle po co my się łudzimy, ze któraś z nas będzie z Sebastianem, dla niego liczysz się tylko ty!
- Ja, ja…- nie wiedziałam co powiedzieć. Ania, Amalia, zakochane w moim Sebie, moim przyjacielu. Przecież on jest dla mnie jak brat, co one sobie myślały. Jej usta wciąż się poruszały, lecz ja nie słyszałam słów, które się z nich wydostawały. Oczy zaszły mi łzami, ktoś delikatnie pociągnął mnie za ramię.
- Eliza?- Amy już nie było. Zostałam sama, na placu, który jeszcze przed chwilą był wypełniony ludźmi- Wszystko gra? Idziesz losować?- objęła mnie ramieniem pani Drażewska.
- Tak – wyszeptałam.
Weszłam do przytulnego pomieszczenie, w którym znajdowały się wszystkie nauczycielki. Sięgnęłam po ostatnią karteczkę, znajdującą się w małym pojemniczku po maśle. Otworzyłam niewielką karteczkę, z widniejącym napisem SZUKAJĄCY.
- Co teraz?- przyglądając się badawczo trzem kobietom.
- Teraz dostaniesz od nas GPS, mapkę oraz informacje. Zaczynasz trasę z pod leśnej ambony. Niestety trafiłaś na najdłuższą trasę.
- 6 km. Tak? Posiadam kondycję, więc dam radę. Kto jest moim partnerem?
- Dowiesz się tego później. Będziecie musieli znaleźć biały koralik. Dokładnie zastanówcie się nad każdą wskazówką.
- To wszystko?- zapytałam zastanawiając się, co muszę wziąć i jak się ubrać.
- Jeszcze tylko… Powodzenia- uśmiech nauczycielki, odprowadził mnie do drzwi, po czym zapadał w pamięci do samego domku, w którym nie było już dziewcząt. Zegar wybijał 17:50.

Przepraszam, że tak dlugo czekaliście i, że ten rodział nie jest zbyt długi, ale miałam małe problemy czasowe.