piątek, 15 marca 2013

Rozdział 13 cz. I


   Miałam dość dużo czasu na przygotowania. Z szafy wyciągnęłam szaro- czarny dres oraz bokserkę. Włosy związałam w kucyk, zmyłam makijaż, obcięłam paznokcie. Na nogi wciągnęłam sportowe Nike. Spojrzałam w lustro, wyglądałam dobrze, na sportowo ale dobrze.
  Korzystając z ostatnich minut przed wyjściem, przestudiowałam działanie GPS- u i trasę mapki. Miałam, a właściwie mieliśmy spory kawał drogi  do pokonania.  Pragnęłam tylko, aby mój partner był w miarę normalny. W głębi duszy oczekiwałam, że został nim Dominik. Mogłabym wtedy z nim szczerze porozmawiać, z drugiej strony fajnie by było mieć Sebę przy sobie. Dyskretnie, podpytałabym się go o Amę i Anię.
  Zegar w telefonie wskazywał 18: 35, do ambony miałam 10 minut drogi, musiałam się zbierać aby zdążyć przed 19:00. W pośpiechu do niewielkiego plecaczka, spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, telefon, latarkę, nożyk, butelkę wody, bandaż oraz szarą czapkę. Włożyłam na siebie bluzę z podszywanym kożuszkiem, a na plecy bagaż.
  Pogoda zmieniła się w ciągu dwóch godzin. Teraz powietrze było parne, a słońce zasłonięte, szybko przemieszczającymi się chmurami. – Będzie burza, najwyżej zmoknę- nie przejmując się tym, włączyłam GPS, który miał wskazywać mojego partnera, szkodniki oraz trasę. Dłuższą chwilę przyglądałam się małemu ekranikowi, ale oprócz zaznaczonego na czerwono toru, nic więcej nie zauważyłam. Według instrukcji, powinny poruszać się po niej albo gdzieś w pobliżu małe niebieskie punkciki oraz jeden zielony. Najwidoczniej jeszcze nie włączyli urządzeń wskazujących. – Mogą ich nawet nie włączyć- gdy dotarł do mnie, sens moich słów. Uświadomiłam sobie, że przeszkadzający nie będą używać GPS- ów, co oznacza duży problem dla szukających.
  Truchtem, podążałam ścieżką, która prowadziła do małej budki leśniczego.  Już z oddali, zauważyłam rozpadający się domek z drewna. Tworzyły go spróchniałe deski oraz świeże bale podtrzymujące całą konstrukcję. Podchodząc bliżej, stwierdziłam, że jednym kopniakiem mogłabym ją przewrócić.
   Zerknęłam na komórkę, zegarek wskazywał 18:58. Usłyszałam ciche piknięcie w mojej kieszeni, GPS powiadomił mnie o zarejestrowaniu się mojego partnera. Zielona kropeczka, była tuż obok mnie. Rozejrzałam się niepewnie dookoła, nikogo nie było.
Nie ruszając się z miejsca, nasłuchiwałam kroków. Wiatr od czasu, do czasu szarpał drzewami, a ptaki pochowały się do dziupli.
- Na pewno będzie burza- szepnęłam do siebie. W tym  samym momencie, ktoś przygwoździł mnie do ziemi. Kolano przybysza, intensywnie wbijało się w moją kość lędźwiową. Nie potrafiłam się ruszyć, co świadczyło o dużej masie napastnika. Delikatnie obróciłam głowę w lewą stronę, aby zobaczyć jakie dłonie przytrzymują moje ręce. Młody mężczyzna. Co on ode mnie chce? Proszę, błagam, tylko niech mnie nie zgwałci.  W głowie układały mi się, słowa modlitwy Zdrowaś Mario, natomiast z ust wydobył się przeraźliwy krzyk.
- Cicho, spokojnie! – teraz siedział na mnie okrakiem, a ja mogłam widzieć jego twarz, zasłoniętą kominiarką.- Jesteś szukającą?- potwierdziłam pytanie, niepewnym kiwnięciem głowy- Udowodnij!
- Pozwól mi wstać- szepnęłam. Przybysz podniósł rękę. Zamknęłam oczy, czekając na cios. O co chodziło w tej cholernej zabawie!? Jednak domniemany gwałciciel, zszedł ze mnie, przystając na moją prośbę. Ściągnęłam plecak , chcą wydobyć z niego karteczkę, lecz mój wzrok skierował się na mały błyszczący element, nożyk. Podrywając się z ziemi, wymierzyłam ostry przedmiot w napastnika.
- Luz, luz Elizko- podniósł ręce.
- Zdejmij kominiarkę- rozkazałam, zaciskając palce na nożu. Chłopak, jednym, szybkim ruchem zdjął z twarzy czarny materiał. Teraz p stał przede mną, nie gwałciciel ale mój najlepszy przyjaciel Seba- Nienawidzę cię! – włożyłam ostrze do kieszeni, kierując się w stronę wejścia na trasę podchodów.
- Nie mogę uwierzyć, że nie poznałaś mnie po głosie. Nie obrażaj się, chciałem cię tylko troszkę przestraszyć. To taki niewinny żart. Wać panno! Dobra, czyli będziemy szli w milczeniu. Obstawiam twoje tyły. Prowadź moja zachmurzona chmurko.
  Tak też się stało.  Nie odzywaliśmy się do siebie. Zwracałam uwagę, tylko na pułapki, których nawet nie było.
Trasa, jak z ulotki. Piękne wejście, nad ścieżką drabinki, małe, drewniane domki i mostki. Wszystko nowe, bezpiecznie zbudowane, aby nikomu z młodzieży nic się nie stało. Droga oświetlona, jak zapowiadali. Po prawej i lewej stronie umieszczone były, żaróweczki, włączające się tuż po godzinie 19;00. Przez głupi dowcip Sebastiana, mieliśmy 15 minutowe opóźnienie. Pierwsze dwa kilometry, nie były dla nas problemem. Szliśmy równym tempem, nie wydając żadnych dźwięków. Czasem zerkałam do tylu aby być pewną czy Seba idzie za mną. Wtedy uśmiechał się przepraszająco, a ja obracałam się gwałtownie, przyspieszając.
Problemy zaczęły się, kiedy ominęliśmy tabliczkę 2 km, zaznaczoną na ekraniku GPS- u.
- Przepowiedziałam pogodę- powiedziałam do siebie, łapiąc się za głowę. Przed sobą nie widziałam już nic. Było kompletnie ciemno. Siarczyste krople, osiadały na moich włosach, po czym spływały po twarzy. Wiatr mocno szarpał drzewami, które od czasu, do czasu upuszczały gałązkę. Spojrzałam w górę, mostki i drabinki wchodziły w ciemność. Postawiłam niepewnie kolejny krok. Coś chrzęstnęło.
- Co ty robisz do cholery!- krzyknęłam na Sebę, który przykładał swoją głowę do mojej.
- Przepraszam. Eliza rozejm?- zapytał- Nie pójdziemy dalej tak  jak teraz. Droga nie jest i pewnie nie będzie już oświetlona. Przeszkadzający nie włączą GPS- ów. Zrozum albo idziemy w ramię w ramię albo w ogóle.
Zastanawiałam się dłuższą chwilę. Nie miałam ochoty prowadzić naszej dwuosobowej grupy, po za tym miałam chęć odezwać się do kogoś. Z drugiej strony, nadal odczuwałam ból pleców. Spojrzałam na jego słodką minę.- Mam wspaniałego przyjaciela, brata- myślałam.  Coś mnie tknęło, nagle odleciały myśli związane z Sebą. Odwróciłam głowę w stronę wielkiego dębu. Ze skupioną miną, nasłuchiwałam cichutkich dzwięków.
- To jak rozejm?
-Tak… Słyszysz?- odruchowo złapałam Sebastiana za rękę. Czyżby to właśnie teraz zabawa, miała się zacząć na poważnie/
- Co mam słyszeć?- przygarnął mnie do siebie. – To jest chore…- szepnął. Czułam, że się boi.
- Mommy…Mommy…Mommy…- wszędzie otaczał nas ten dźwięk. Straszny, przeraźliwy… Sceneria odpowiadała nastrojowi. Burza, wichura, rzęsisty deszcz.
- Mommy…
I wtedy uderzył piorun…


Przepraszam za długie oczekiwanie. Proszę przy ostatniej scenie posłuchać :        http://greenmp3.pl/Dzwonki-drazniace/12385,mommy.html

niedziela, 10 marca 2013

Przepraszam, za długie oczekiwanie na kolejny rozdział. Brak czasu i chęć napisania, naprawdę dobrego kawałka, uniemożliwia mi jego dodanie.
Proszę uzbroić się w cierpliwość i życzyć mi weny :)
Pozdrawiam.

niedziela, 3 marca 2013

Rozdział 12


16:00. 40 uczniów zebrało się pod domkiem pani Drażewskiej, Jadwińskiej i Krystkowiak. Dookoła mnie toczyły się rozmowy dotyczące podchodów. Większości marzyło się, zostać przeszkadzającymi. Słuchając chłopaków, wiedziałam, że mam uważać na naprężone linki, zakryte liśćmi czy spadające kawałki gałęzi. Nareszcie. Odetchnęłam w duchu widząc panią Drażewską wychodzącą na taras.
- Mam nadzieje, że jesteście już wszyscy- zapytała znając jasną dla wszystkich odpowiedź.- Ustawcie się w kolejkę. W końcu i tak wszyscy do mnie traficie. Jeszcze kilka najważniejszych faktów, których nie mogłam przekazać wam na stołówce, z powodu małych problemów- spojrzała na chłopaków, których na śniadaniu musiała rozdzielać, co uniemożliwiło jej przekazanie dalszej instrukcji- No, więc tak…10 osób czyli 5 par: chłopak i dziewczyna, będą szukającymi reszta to przeszkadzający, każda para otrzymuje po 6 szkodników, obojętnie jakiej płci. Uwaga! Każde chwyty dozwolone. Zawody zakończone są w momencie dotarcia wszystkich grup do wyznaczonego miejsca. Chciałam jeszcze nadmienić, iż jedna grupa może mieć trasę 2 km, a druga 6. Wszystko zrozumiałe?
- Tak- krzyknęła zwarta grupa uczniów.
- To dobrze, życzę powodzenia i zapraszam! Kolejka przesuwała się powoli. Znajdowałam się na końcu tej stawki. Stałam tam wraz z Amalią, która nerwowo stąpała z nogi na nogę. Anie gdzieś wywiało, a Ola stała ze swoimi chłopakiem, który coraz bardziej ją denerwował. Spojrzałam na Ame, wyglądała jakos dziwnie. Ubrana była w jedwabną sukienkę, a czarne włosy zazwyczaj upięte u kucyk były rozpuszczone. Przechyliłam głowę, aby zobaczyć jej twarz, odwróconą w tym momencie ode mnie. Miała makijaż!
- Zawał!- wydarłam się. Stojący przede mną uczniowie odwrócili się.- Sorka, sorka- uśmiechnęłam się nieśmiało, czerwieniąc się.
- Co ty wyczyniasz?- szepnęła moja koleżanka, zasłaniając twarz ręką- wszyscy się na nas gapią…
- Raczej to nie moja wina- wyświergotałam sarkastycznie- Ktoś tu się zakochał!
- Cicho- pociągnęła mnie w dół zbliżając swoją twarz do mojej- Mam makijaż ale to nie znaczy się się zakochałam.
- Chcę ci przypomnieć, że ostatni raz zrobiłaś sobie makijaż i ubrałaś się w sukienkę, kiedy byłaś właśnie w tym stanie.- wyprostowałam się, wygładzając spódniczkę.
- Oj tam, oj tam- zerknęłam na nią z ukosa- No dobra rozgryzłaś mnie!- podniosła ręce w geście rezygnacji.
- Za dobrze cie znam maleńka, mów kto to- złapałam ją za rękę i przybliżyłam do siebie.
- No wiesz… znasz, ale nie mogę ci powiedzieć, bo jeszcze powiesz Ani- puściła moją dłoń, odwracając się.
- Kochasz tego samego chłopaka co Ania? Nie rozumiem, przecież wy cały czas… Wy nam nic nie mówiłyście! Pokłóciłyście się tak? Czemu nic nie powiedziałaś?
- Jesteś za bardzo zajęta sobą. Dominik, Dominik, a ja cię proszę o jedno, daj sobie z nim spokój! To debil. Po za tym… teraz zaczęło cię interesować jakie stosunki mam z Anią? Tylko udajemy, że jest dobrze. W ogóle po co my się łudzimy, ze któraś z nas będzie z Sebastianem, dla niego liczysz się tylko ty!
- Ja, ja…- nie wiedziałam co powiedzieć. Ania, Amalia, zakochane w moim Sebie, moim przyjacielu. Przecież on jest dla mnie jak brat, co one sobie myślały. Jej usta wciąż się poruszały, lecz ja nie słyszałam słów, które się z nich wydostawały. Oczy zaszły mi łzami, ktoś delikatnie pociągnął mnie za ramię.
- Eliza?- Amy już nie było. Zostałam sama, na placu, który jeszcze przed chwilą był wypełniony ludźmi- Wszystko gra? Idziesz losować?- objęła mnie ramieniem pani Drażewska.
- Tak – wyszeptałam.
Weszłam do przytulnego pomieszczenie, w którym znajdowały się wszystkie nauczycielki. Sięgnęłam po ostatnią karteczkę, znajdującą się w małym pojemniczku po maśle. Otworzyłam niewielką karteczkę, z widniejącym napisem SZUKAJĄCY.
- Co teraz?- przyglądając się badawczo trzem kobietom.
- Teraz dostaniesz od nas GPS, mapkę oraz informacje. Zaczynasz trasę z pod leśnej ambony. Niestety trafiłaś na najdłuższą trasę.
- 6 km. Tak? Posiadam kondycję, więc dam radę. Kto jest moim partnerem?
- Dowiesz się tego później. Będziecie musieli znaleźć biały koralik. Dokładnie zastanówcie się nad każdą wskazówką.
- To wszystko?- zapytałam zastanawiając się, co muszę wziąć i jak się ubrać.
- Jeszcze tylko… Powodzenia- uśmiech nauczycielki, odprowadził mnie do drzwi, po czym zapadał w pamięci do samego domku, w którym nie było już dziewcząt. Zegar wybijał 17:50.

Przepraszam, że tak dlugo czekaliście i, że ten rodział nie jest zbyt długi, ale miałam małe problemy czasowe.  

niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 11


- Znów złamana noga będzie ?Czy tym razem ręka?- szepnęłam Oli wchodząc na stołówkę. Zdążyła powiedzieć tylko :” Powiedziała ci ta menda, pogadamy potem”, gdy Seba odsuwał mi krzesło, znajdujące się obok niego. Uśmiechnęłam się delikatnie po czym skierowałam wzrok w stronę Dominika.  Wkuwał całą siłą ostrza widelca w sałatkę znajdującą się na jego talerzu, a oczy z złośliwym błyskiem wpatrzone były w Sebę.
- Oho! Kolejny wróg do kolekcji. Niedługo zacznę kupować ci trofea,” najsympatyczniejszego” człowieka pod słońcem.- trąciłam Sebolka ramieniem.
- Wolałbym szczerego. Podać ci coś?
- Tak, poproszę…
- Witam wszystkich na śniadanku!
-  Chleb…- podirytowana wyciągnęłam dłoń w stronę Sebastiana.
- Nie przeszkadzajcie sobie lub… na chwilkę przestańcie rzuć moje kózki- roześmiała się perliście pani Jadwińska, nauczycielka biologii.
Była to osoba miła, a jednocześnie irytująca. Każdego ucznia potrafiła do czegoś przyrównać, mnie np. do jabłuszka, gdyż jak to ona twierdzi moje policzki są tak  rumiane jak jabłuszka we wrześniowe popołudnie. Na Olę mówiła „ Moja czekoladko”, wpieniało to ją, więc w końcu powiedziała do niej na lekcji” Pani Pyzo, a…”. Zdenerwowana powędrowała w kierunku Aleksandry, pociągnęła ją za rękę i widzieliśmy tylko jej stare pośladki z cellulitem.  Olka wróciła z dwoma godzinami kar społecznych, otrzymanych od samego dyrektora.
- Pani Drażewska ma wam coś do ogłoszenie, słuchaaaajcciiee- zaćwierkotała.
- Młodzieży- zaczęła Draża wpatrzona w chłopaków, którzy zachłannie wcinali, kanapki z wędliną- Dzisiaj tak jak obiecywałyśmy odbędą się podchody- tłum uczniów zaczął gwizdać i klaskać. Prawdą było, że tylko dlatego przyjechaliśmy do tego ośrodka. W styczniu postanowiliśmy ostatni raz wyjechać z naszą klasą. Od tej pory zaczęły się poszukiwania najlepszego lokum. Może w górach, może nad morzem, a może na mazurach. W końcu zdecydowaliśmy się na hotel oddalony o 40 km od naszego miejsca zamieszkania. Nic w nim szczególnego nie było, las, jezioro, domki letniskowe i hotel, ale ulotka przedstawiała coś jeszcze. Tor, a właściwie ścieżki w zamkniętej dla zwykłych wczasowiczów części lasku. Od razu zakochaliśmy się w oświetlanych dróżkach nad którymi wisiały mostki i inne. Było to pole do podchodów, specjalnie przyszykowane dla młodzieży szkolnej. Bez chwili zastanowienia, postanowiliśmy wyjechać właśnie tam.
- Cisza!- uspokajała  pani Jadwińska- Opanuj się kochanyyyy- szczebiocząc, tanecznym krokiem udała się w stronę chłopaka, który podskakiwał z radości wykrzykując wraz ze swoim kolegą niecenzuralne słowa- Usiądź Krzysiu i ty też Mariuszku- pociągnęła chłopców za uszy, po czym opadli na krzesła. Gdy tłum wrócił na swoje miejsca, Draża ponownie zaczęła:
- A więc, jak już powiedziałam dzisiaj odbędą się podchody. Macie czas wolny do godziny 19:00, gdyż wtedy zacznie się zabawa- ponownie wybuchł aplauz, a Draża spokojnym ruchem dłoni i z uśmiechem zniecierpliwienia, uciszała uczniów-  Przedstawię teraz zasady, więc możecie zadawać pytania, jeśli coś dla was  wydaje się  niezrozumiałe. Wraz z wychowawcami zapraszamy was wszystkich o godzinie 16:00 pod drzwi naszego domku. Każdy po kolei, będzie do nas wchodził. Wylosujecie u nas karteczki, możecie zostać szukającymi bądź przeszkadzającymi. Karteczkę wraz z mapką i specjalnym GPS musicie przed wyjściem schować, aby nikt nie zauważył kim jesteście.
- Po co mamy je zachowywać? W sensie te karteczki- zapytał zaciekawiony Seba, kołysząc się na krześle.
- Nie bujaj się na tym stołku Błaszczyk!- zdenerwowana czynnością powtarzającą się na jej lekcjach profesor Magdalena Krystkowiak, biegła w stronę Seby- Błaszczyk czy ty wciąż musisz to robić ?! Zabij się, zabij! Ja nie będę za tobą tęskniła na moich lekcjach j. polskiego!
- Całuję rączki pani profesor- uśmiechnął się z nonszalancją- Jak pani dba o moje życie i zdrowie. Jestem uszczęśliwiony faktem, że ma tak wybitną nauczycielkę. Nie umrę, za bardzo bym za panią tęsknił!
- Ty wiesz jak przemawiać do kobiet z resztą Dominik również- potargała brązowe loczki Sebastiana, spoglądając na wymuszony uśmiech Dominika.
- Oczywiście pani profesor, do takich kobiet jakie nas uczą nie da się inaczej mówić. Powinnyśmy panią codziennie róże przynosić, lecz teraz oddajmy głos pani Drażewskiej aby zdradziła nam resztę sekretów tej tajemniczej gry.
- Słusznie. Dziękuje Sebastianie- przytaknęła Draża.
  W ciągu kolejnych 15 minut dowiedzieliśmy się kilku rzeczy. Dla niektórych, cała ta rozrywka wydawała się zbyt trudna. Dlatego jeszcze przed wyjściem ze stołówki, dopytywali się swoich znajomych o poszczególne zasady. Nie należałam do tego typu osób, to raczej mnie zawsze ktoś się o coś pytał. Układałam w głowie poszczególne informacje, aby dobrze zaplanować sobie dzień. O 16:00 mamy zjawić się u wychowawców. Do tego momentu mamy sporo czasu. Pogada była wyśmienita. Było wręcz upalnie, już teraz dostrzegaliśmy nadchodzące wakacje, a jednocześnie rozłąkę. Każde z nas miało inne plany. Jedni wyjeżdżali nad morze, inni zagranicę, niektórzy zostawali w domu. Lato zawsze spędzaliśmy razem, czasem po prostu włócząc się po uliczkach Barcina. Teraz miało być inaczej. Każde z nas czuło, że w końcu się rozstaniemy. Choć woleliśmy o tym nie rozmawiać. Myśl o liceach do których mieliśmy trafić, wprawiała nas w melancholię.
  Łapiąc promienie słońca, postanowiłam włożyć kostium kąpielowy i poopalać się na plaży. Myślałam nad tym co się stanie kiedy zostanę szukając lub przeszkadzającą. Z reguły nie lubiłam utrudniać ludziom życia, dlatego w razie co chciałam przekonać nauczycielki aby podały mi karteczkę szukającej. Podchody miały zacząć się dopiero o 19:00 wtedy wszyscy poszukiwacze mieli wyruszyć z wyznaczonego miejsca. Między 16;00, a 19:00 wszystkie szkodniki miały przygotować swoje pułapki, ale tak aby nikt się nie zorientował. Nie miałam pojęcia jak to zrobić. Po dłuższym zastanowieniu stwierdziłam, że każdy będzie wypytywał nauczycielki o poszczególne kwestie, po wylosowaniu papierka, gdyż sporo spraw nie zostało rozstrzygniętych. Nawet pytanie Sebastiana, nie dostało wyjaśniającej odpowiedzi:
- Dowiesz się wszystkiego jak cokolwiek wylosujesz- odpowiedziała mu Draża, rozdzielając chłopaków, którzy bili się  przy szwedzkim stole, po czym dodała- Zaraz nie będzie podchodów!- w tym samym momencie, wszyscy się uspokoili.
 Na jeszcze zimnym piasku leżałam sama. Chciałam zaprosić Olę, lecz ona dzielnie udawała dziewczynę Mateusza, który coraz częściej zaczynał działać jej na nerwy. Natomiast Ama z Anką wolały pograć w badmintona. Było mi to z resztą na rękę. Zamierzałm pomyśleć o uczuciu, które wyznał mi Dominik poprzedniej nocy. Miałam zamiar z nim pogadać jeszcze na biwaku, w szkole nie byłoby kiedy. Mogłam podjąć odliczanie, zostały mi 2 dni. Zamknęłam oczy i pogrążyłam się w rozmyśleniach. Nie minęło zbyt wiele czasu, kiedy ktoś przycupnął przy mnie. Delikatnie uniosłam głowę i spojrzałam na tajemniczego przybysza.
- Filip?- zaciekawiona, spojrzałam na najlepszego kumpla Alka.
- Eee… przepraszam, że przeszkadzam. Słuchaj chciałem się o coś spytać- obydwoje czuliśmy się niezręcznie. Ja ponieważ miałam na sobie tylko stanik i majtki, a on gdyż przyszedł do dziewczyny, która została upokorzona przez jego przyjaciela.
- Nie mam ci nic do powiedzenia- usiadłam i zakryłam się ręcznikiem- Nie chce słuchać historii o Alku ani nic podobnego.
- Nie o to chodzi. On jest dupkiem, chciał cię wykorzystać ale…- przerwał widząc moją zniesmaczoną minę.
- Do rzeczy…
- Chciałem się pożegnać, po prostu pożegnać. Wyjeżdżamy dzisiaj, nauczyciele mają z nami problemy.
- Jeszcze coś- zapytałam zniecierpliwiona.
- Ucałujesz ode mnie Olę. Wiem, co myślisz, ale ona naprawdę mi się podobała. Chyba nigdy jej nie zapomnę. Kłamała mówiąc, że ma chłopaka. Trudno, jeszcze kiedyś przypomnę jej o sobie. Zrobisz to dla mnie?- zastanawiałam się chwilę. Zrobiło mi się żal Filipa. Potraktowała go źle, dając mu kosza, mówiąc, że nie warto, jednak się myliła, okazał się sympatycznym kolesiem. Widząc moje milczenie, odszedł zrezygnowany.
- Ucałuję- krzyknęłam, uśmiechając się szczerze. Odwzajemnił ten gest i pobiegł w stronę ośrodka.

piątek, 22 lutego 2013

Rozdział 10


   Idąc w stronę domku rozmawiałyśmy o wszystkim. Ostatnimi czasy nie zdarzało się nam to często, ciągłe sprawy związane z moimi dobrymi ocenami od których zależało, pójście do liceum o profilu biologiczno- chemicznym oraz Oli problemy, z coraz to nowszymi chłopakami i biegami, oddalały nas. Jedyne co bezpowrotnie nas łączyło i będzie łączyć to właśnie,  takie wyjazdy oraz piłka nożna. Spotykałyśmy się dwa razy w tygodniu na treningach, gdy w szkole nie mogłyśmy pogadać, rozmawiałyśmy w drodze do MUKS- u lub z niego. Troszkę żałowałyśmy, że rozgrywki III ligowe powoli się kończą. Zbliżały się wakacje, więc miałyśmy nadzieję nadrobić  zaległe sprawy oraz pójść na jakieś imprezy. 
  Przez całą drogę szłyśmy patrząc przed siebie, zerkając czasem w swoją stronę, na naszych twarzach gościł uśmiech. Nagle spojrzałam na Olę, była pochmurna, mój wzrok zatrzymał się w punkcie w którym ona miała utkwione oczy. Tym punktem był Seba.
-Biegałaś?!- roześmiany Seba złapał mnie za biodra i pocałował na powitanie.
- A no tak wyszło- uśmiechnęłam się ściskając mocno mojego najlepszego przyjaciela- Mogłam się spodziewać, że się spotkamy, przecież dzięki czemu zawdzięczasz te mięśnie- poklepałam go po idealnie wyrzeźbionym brzuchu i ujrzałam zniesmaczoną twarz Olki.
- Eee… Mam dość tej waszej słodyczy, idę pod prysznic. Cześć Lizka i ty…- zmierzyła go od góry do dołu- i ty bizonku- pociągnęła mu z barka i poszła ku drewnianej chatce.
- No, no idź, idź bo twą śmierdzącą woń było czuć nad jeziorem, gdy ty byłaś przy hotelu. – Zignorowała go, a nawet żeby pokazać swoją wyższość wyprostowała się, zarzuciła kasztanowymi włosami i uniosła głowę- Twój pot musi być toksyczny skoro unosi się na 600 m, jakbyś nie umiała liczyć, to powiem ci, że to dużo! Małpo!- nie słyszała, była już daleko. Zacisnął mocno szczęki wraz z pięściami- Nienawidzę jej- nachylony nade mną cedził przez zęby każde słowo- Jeszcze ten zakład. Zrani go.  Myśli, że on nie ma uczuć!?
 Odkąd pamiętam Sebastian i Ola nie lubi się. Nikt nie wie dlaczego,  nawet oni sami. Już od początku swojej znajomości rywalizowali ze sobą oraz wymyślali na siebie różne przezwiska, aż w końcu przyjął się bizonek, gdyż Aleksandry zdaniem figura Seby przypomina troszkę tego zwierzaka. Nie podzielam jej zdania. Jest nieźle napakowany ale nie gruby. Seba natomiast twierdzi, że Ola spokojnie mogłaby grać małpę w jakimś filmie przyrodniczym, przede wszystkim z powodu charakteru. Również nie myślę tak jak on. Za to miał w jednym racje, Olka była intrygantką, dlatego zapytałam:
- O czym ty mówisz? Że jej nienawidzisz, a ona ciebie to każdy wie, ale jaki zakład?- spojrzałam w jego czarne, głębokie oczy. Odwrócił głowę. Wygadał się, znów musiałam zadziałać na niego jakąś magiczną mocą- Powiedz mi- odwróciłam się na pięcie i udałam obrażoną.
- Oj no dobra- bezsilnie rozłożył ręce-  Ja nie powinienem tego  mówić, no ale skoro już wypaplałem troszkę za dużo…Oj no waćpanno!- palcami uniósł mi kąciki ust- Więc Ola tak naprawdę nie jest białogłową Mateusza.
- Jak to?!- wyparowałam- Przecież sama mi powiedziała… Kłamała?
- Dla zakładu, z resztą to przez…
- Przez kogo?
- No przeze mnie. Założyłem się z nią… nie w sumie powiedziałem jej, że jest tak zakochana w sobie, że nie będzie potrafiła być z żadnym chłopakiem, tym bardziej z naszej klasy, a ona- przybrał jej sylwetkę, minę i głos- To patrz!
- No nie wierze… I co zrobiła?
- No i poszła z nim flirtować i teraz udaje szczęśliwą. Niedługo zacznie uprawiać najstarszy zawód świata…
- Przegiąłeś! Bez przesady, lubi flirtować ale to nie oznacza bycia dziwką ok?
- No, ok… Sorka. Zmykamy się umyć i widzimy się na stołówce, bo zostało nam około 40 minut, a Draża chce jeszcze coś ogłosić, coś o tych podchodach, żebym tylko trafił do przeszkadzających, a nie szukających…
- A ja bym chciała być w szukających, ale z kimś fajnym-  rozmarzyłam się bujając biodrami.
- Np. z Dominisiem… Waćpanna nie wie co robi zadając się z nim.
- Niby co? Powinieneś się cieszyć, ze będę szczęśliwa- wytknęłam język na niego. Po czym objął mnie ramieniem.
- O tym pogadamy później, gdy czas i miejsce nam na to pozwolą. Odprowadzę cię.
Szliśmy w milczeniu, przytuleni do siebie. Nie byłam zła na Olę, ani na Sebę, przecież to moi najlepsi przyjaciele, którzy niestety się nie lubią, a to powoduje takie sytuacje jaką przedstawił mi Sebastian. Po za tym przeczuwałam, że Ola nie jest ze mną do końca szczera.  Idąc przypomniałam sobie ich zakład z przed roku. On skończył z obitą twarzą, a Olka ze złamaną nogą. Założyli się kto pierwszy rozwali związek najpopularniejszej pary w szkole Adama i Julii. Ona zarywała do Adama, on do Julii. Gdy Julia dowiedziała się, ze Ola podrywa Adama, zepchnęła ją ze schodów, po czym z płaczem pobiegła do swego Romeo mówiąc o naprzykrzającym się jej Sebie. Po szkole dostał nieźle po twarzy.  Było jeszcze kilka takich przypadków, ale aż żal o nich wspominać.


Jeśli ktos chciałby być osobiście informowany o wstawieniu kolejnego rozdziału lub ma jakieś pytania, proszę pisać na numer gg 37387833 :)

Rozdział 9


- Cudowny miałam sen- szepnęłam do siebie przeciągając się. Zapach przesiąkniętego wilgocią domku stawał się nie do zniesienia, otworzyłam okno aby pozbyć się odoru. Podciągnęłam rolety, wpuściwszy do środka kilka dyskretnych promyków. Oli łóżko było już puste, musiała być szósta, poszła biegać. Umyłam się i ubrałam, chodziłam cały czas na palcach starając się nie zbudzić współlokatorek. Założyłam na nogi trampki, wiedziałam gdzie znajdę Olę, już pierwszego dnia wskazywała mi i pani gdzie będzie biegać. Chciałam ją dogonić żeby jak najszybciej powiedzieć jej o moim niesamowitym śnie ze mną i Dominikiem w roli głównej. Miałam nadzieję, że to on nim myślała mówiąc „Twoje szczęście jest blisko, tylko musisz się rozejrzeć”.
  Wąską, piaszczystą dróżką truchtałam nad brzegiem jeziora. Jeszcze nigdy nie widziałam tak wielu barw dookoła siebie, czyżby Ola miała rację? Jezioro lśniło, odbijającym się od niego słońcem, pierwszy raz w życiu chciałam tak naprawdę  nad nim usiąść i zapatrzeć się w dal bez powodu. Zawsze był jakiś : problemy w szkole, kłótnia z kumpelą, niechęć siedzenia przy jednym ognisku z pewną osobą itd. Ale teraz przystanęłam obróciłam się wokół własnej osi patrząc cały czas w niebo. Było piękne, przezroczyste, błękitne. Ptaki na soczyście zielonych sosnach ćwierkały przyjaźnie, śpiewały cudowną zakochaną melodię, której nigdy nie słyszałam.  Zamknęłam oczy, wyobrażałam sobie Dominika, który mnie obejmuje, mówiąc ciepłe słowa. Potem idziemy za ręce w stronę pomostu całując się delikatnie, a ludzie uśmiechają się do nas przyjaźnie, po czym dźga mnie w boki? Nie, to już rzeczywistość.
- Hej. Co ty tu robisz? Idziesz ze mną biegać?- usłyszałam zasapany głos Olki.
- Szukałam cię, ale się zamyśliłam…
- O pewnie myślałaś o Dominiku z którym spałaś dzisiaj w jednym łóżku, macie szczęście, że Draża wam ufa, nieźle wam się upiekło- patrzałam na rozciągającą się Ole z niedowierzeniem, skłon, wyprost, skłon, wyprost…- Co się tak patrzysz?
- Przecież to mi się śniło- mówiłam cicho, niepewnie, jakby do siebie. Zaczęłam ćwiczyć wraz z nią, skłon, wyprost, skłon, wyprost…
- Co ci się śniło? Biegniemy?- potruchtałyśmy w stronę głównego rynku ośrodka, gdzie znajdował się hotel, tam o ósmej mieliśmy mieć śniadanie.- To co ci się śniło?
- No to, że Dominik ze mną …leży…a ppp…potem mówi...- wysapałam, a gdy przystanęłyśmy krzyknęłam- Kocham Cię!
- No ja ciebie też. Hahahah - wybuchła śmiechem.
- Ale to on mi powiedział, no, no, że mnie kocha- z poważniałyśmy- To mi się nie śniło prawda?
- Oczywiście, że nie, bynajmniej nie mogło, bo gdy wróciłyśmy od chłopaków leżeliście tak słodko obok siebie. Draża była z nami… ale dała wam spokój , chyba miała jakieś układy z Dominisiem.- uśmiechnęła się do mnie.
Już nie biegałyśmy. Skierowałyśmy się powoli w stronę domku, aby przebrać się przed śniadaniem. Opowiadała mi jak to było u chłopaków, że grali w prawdę, obowiązek, wybór ale głównym tematem rozmów było to czy się zejdziemy czy nie.
- Gadaliście o mnie i Dośce?- spytałam lekko oburzona.
- Wiesz chłopacy stwierdzili, że się zejdziecie, a my no sorka, ale, że nie. Pomyślałyśmy, że będziesz inteligentna i go spławisz, a tu patrz, jednak płeć brzydka miała rację.
- My nie jesteśmy razem- zrobiło mi się smutno zdradzając ten fakt.
- Jak to nie? No tak usnęliście. Daj spokój pogadacie dzisiaj i będziemy mieli drugą klasową parę- przytuliła mnie mocno i szepnęła na ucho- Cieszę się, że nareszcie będziesz szczęśliwa.

środa, 20 lutego 2013

Rozdział 8


Przewracałam się z boku na bok. Czego ta wychowawczyni nie wie? Ona wie wszystko! Szkoda, że nie powiedziała mi dokładnie jakie tajemnice jej zdradził. Skoro jest taka mądra, to powiedziała Dominikowi, że to chłopak powinien starać się o dziewczynę, a nie odwrotnie.
Wierciłam się, wstałam, położyłam się znów, usiadłam i tak w kółko. Czekałam aż dziewczyny wrócą, chciałam powiedzieć im o pogadance z Drażą. Nie, to mnie przerastało, skuliłam się na łóżku i zaczęłam płakać. Łkałam, nawet nie wiem czemu. Może dlatego iż właśnie dowiedziałam się, że nigdy nie będę z osobą, którą kocham, bo żadne z nas nie zrobi pierwszego kroku. Co za głupstwa, Draż kłamała, wymyśliła to sobie, on jej wcale nic takiego nie mówił, przecież uważa mnie za głupią. Tysiące myśli: Po co? Dlaczego? Jak? Tysiące łez… Odwrócona do ściany, bujałam się jak dziecko z chorobą sierocą.  Usłyszałam ciche skrzypnięcie drzwi. Niemożliwe aby dziewczyny już wróciły. Światło wciąż nie zostało zapalone. Ktoś leniwymi krokami zbliżał się w moją stronę. Napięłam wszystkie mięśnie, odwróciłam się w stronę przybysza i odruchowo zamknęłam oczy. Chciałam zapytać się co chciał, gdy…
- Nie mów, że się mnie boisz?- usłyszałam ciepły ton Dominika, który pozwolił mi się rozluźnic- Mogę usiąść… Obok ciebie?- nieśmiały głos, łamał się.
- Nie- położyłam się i odwróciłam się znów do ściany- Nie możesz.
- Jeśli nie mogę usiąść obok ciebie, to się położę- ciepłe ciało mężczyzny kładło się tuż przy mnie, moje nie do końca rozluźnione mięśnie ponownie się spięły, po czym znów zaczęłam płakać- Oj nie płacz już, jestem przy tobie chyba, że… Płaczesz przeze mnie- dłoń która do tej pory głaskała moje włosy uniosła się ku górze.
-Nie…Płaczę bo nie potrafię wyjawić moich uczuć do chłopaka, w którym jestem zakochana- chlipałam- Jestem słaba!
- W takim razie ja też… Naprawmy to ok? Najpierw ja powiem tej dziewczynie o swoich uczuciach, a ty potem powiesz mu o swoich ok?
- Dobrze- odpowiedziałam wtulając się w jego tors.
- Przyszedłem właśnie po to aby pokazać ze jestem silnym mężczyzną –z każdym słowem robił się coraz bardziej spięty- więc powiem to co  do ciebie czuję.
Nie chciałam nic mówić, a może nie mogłam, sama nie wiem. Natomiast z jego ust słowa płynęły wolnym, łagodnym potokiem uczuć, skierowanych do mnie. Wszystko zdawało się takie prawdziwe. Te zaczepki, ciągłe spory oraz nasze rozmowy z Drażą, swatającą nas.
Głaskał mnie po głowie, a kiedy wymawiał kolejne moje zalety, kąciki jego ust unosiły się ku górze, natomiast oczy robiły się rozmarzone i błyszczące. Wyjaśniał, ze poprzednie „związki” nic dla niego nie znaczyły, to była zabawa i przygotowania do stworzenia idealnej pary  ze mną. Na koniec zdradził mi swoją największą tajemnice:
-Kocham cię, Elizko.